poniedziałek, 26 stycznia 2009
Pekin dzień pierszy
Shanghai
Następnego dnia pojechaliśmy 100 km od Shanghaiu do dwóch miejscowości Suzhou - gdzie podziwialiśmy chińskie ogrody - a później do Tongli - chińskiego miasta na wodzie. Ogrody piękne, pewnie latem i wiosną jeszcze piękniejsze. Miasto na wodzie całkowite przeciwieństwo Shanghaiu - bieda, szaro, straszne warunki do życia przynajmniej dla nas europejczyków.Tego samego dnia odwiedziliśmy fabrykę jedwabiu gdzie zobaczyliśmy od początku do końca jak wytwarzany jest jedwab, a później mogliśmy poszaleć w fabrycznym sklepie. Oczywiście za bardzo nie poszaleliśmy bo niektóre ceny kosmiczne. Wieczorem znowu poszliśmy na miasto zjedliśmy na ulicy chińskie przysmaki - nie chorowaliśmy :) - i widzieliśmy mistrza robienia makaronu (nitek). To trzeba zobaczyć nie da sie opisać, nakreciliśmy go.
W ostatni dzień w shanghaiu był ich Sylwester, także wszędzie było czuć przygotowania Chińczyków do ich najważniejszego święta w roku. Na ulicach tłumy i wciąż strzelające petardy. Ogólnie był to dzień odpoczynku i każdy miał czas wolny by zakupić pamiątki.Dobrze nam się trafilo bo dzień wcześniej popiliśmy (do 5 rano) i mogliśmy dlużej pospać. O 18 pojechaliśmy na elegancką sylwestrową kolację, a po niej poszliśmy na piwko do "lokalnej" PRL-lowskiej knajpki i na fajerwerki o północy. Według chińskiej tradycji kupiliśmy lampion, który puszcza się w powietrze wypowiadając życzenie. Teraz siedzimy na lotnisku i musimy już kończyć bo wsiadamy do samolotu ,jak będziemy mieli czas to napiszemy coś z Pekinu.
SZCZEŚLIWEGO NOWEGO ROKU :)
czwartek, 22 stycznia 2009
Przeeeeeeelot...
Ok, skończyliśmy na Warszawie, wylot 11:25 po 13 Frankfurt nad Menem, wylot do Shanghaiu 19:50, sporo czasu ale oraganizator zapełnił nam czas. Zabrali nas do restauracji na obiad, zgadnijcie do jakiej?, oczywiście Chińskiej oraz pokazali nam najważniejsze zabytki w mieście.
Po ekspresowej wycieczce we Frankfurcie wylot do Shanghaiu 19:50 - 21.01.2009 naszego czasu, przelot trwał około 10 godzin + przesunięcie czasu więc wylądowaliśmy w Chinach 13:25 - 22.01.2009 czasu chińskiego. Podróż przebiegła dość szybko, ja spałem około 4 godzin Monika około 3, Monika trochę zmęczona więc teraz już śpi, a ja tu mogę poklepać na klawiaturze. W Shanghaiu przywitała nas ładna pogoda, słonecznie i ciepło, około 10 stopni. Z lotniska zabrali nasze bagaże busem, a my do miasta pojechaliśmy kolejką magnetyczną, która potrafi poruszać się z prędkością 430km/h, 30km pokonuje w niecałe 7 minut. W Chinach dołączyły do nas jeszcze 2 przewodniczki więc razem mamy 4 :). Z szybkiej kolejki autobusem podwieziono nas pod sam hotel i podczas tej krótkiej trasy dowiedzieliśmy się głównych informacji o Shanghaiu oraz mogliśmy zobaczyć z okien autobusu to ogromne miasto z przerażającą ilością drapaczy chmur oraz zobaczyć jak w chinach biedota brud i bałagan potrafią być tak blisko luksusu, porządku i czystości. Moje pierwsze wrażenie to nie mogłem się nadziwić, że miasto może być tak duże, myślałem że Londyn, Paryż, Istambuł to duże miasta ale to pobiło wszystkie jakie do tej pory widziałem (co prawda, widziałem tylko 3 duże miasta na świecie:)), może takie odczucie sprawiają te wszystkie drapacze chmur, gdzie się nie obejrzysz gdzie nie pojedziesz to wszędzie ich pełno + dodatkowo pełno ulic wielopasowych i wielopoziomowych, na razie dla mnie "masakra" za duże, może jutro trochę się przyzwyczaję chodząc po mieście, a nie tylko obserwując miasto z ulic szybkiego ruchu.
Godzina 16:00 zakwaterowanie, hotel duży, wysoki, my mieszkamy na 24 piętrze. Dostaliśmy apartament, pokój + sypialnia i ładna łazienka , z sypialni okno od podłogi do sufitu z widokiem na miasto, podoba nam się. :)
Po przekąsce o godzinie 17:00 jedziemy nad jakąś rzekę (nie pamiętam nazwy) kilka fotek i zabierają nas na kolację do knajpy Chińskiej typowej dla turystów (jedzenie, tańce, regionalne stroje, zdjęcia). Zjadamy, wracamy, rozpakowaliśmy się, odpoczywamy, Monia poszła spać.
Jutro będziemy dłużej nad tą rzeką więc zabiorę i przetestuję statyw.
Jutro więcej atrakcji. Pobótka 6:30 rano.
środa, 21 stycznia 2009
Dzięń 2 - Warszawa - HWDP
Cześć
Dzień drugi zaczęliśmy od wyjazdu na małe zakupki, śniadanie, i odebrać plecak do aparatu. Zamierzaliśmy również zakupić dolarki, niestety niepotrzebnie czekaliśmy na ostatnią chwilę bo dolar strasznie drogi (kupiliśmy po 3,39 :()
Po załatwieniu wszystkich ważnych spraw wróciliśmy naszym "czystym" samochodem do hotelu i wybraliśmy się na pieszą wycieczkę zwiedzić trochę Warszawę. Wybraliśmy się na stare miasto.
Po drodze na stare miasto mieliśmy przygodę z naszą kochaną polską policją. W tytule HWDP krótko obrazuje co o nich myślę.
Idziemy sobie koło dworca centralnego z lewej przejścia nie widzimy z prawej przejścia nie widzimy, no to idziemy przez ulice jak parę innych osób (ruch na ulicy prawie zerowy), a tu z samochodu policyjnego policjant, my na wysepce między przejściami i woła nas do siebie. myślałem czy nie udać że go nie widzę i zawrócić ale myślę sobie że pewnie tylko upomnienie. Jednak się myliłem kut...a jeden wlepił nam mandat. stoi tam cały dzień nic nie robi tylko mandaty pieszym wręcza. Pajac mówi że gdzieś tam jest przejście podziemne. ale nas wkurzył.
Dzień drugi zaczęliśmy od wyjazdu na małe zakupki, śniadanie, i odebrać plecak do aparatu. Zamierzaliśmy również zakupić dolarki, niestety niepotrzebnie czekaliśmy na ostatnią chwilę bo dolar strasznie drogi (kupiliśmy po 3,39 :()
Po załatwieniu wszystkich ważnych spraw wróciliśmy naszym "czystym" samochodem do hotelu i wybraliśmy się na pieszą wycieczkę zwiedzić trochę Warszawę. Wybraliśmy się na stare miasto.
Po drodze na stare miasto mieliśmy przygodę z naszą kochaną polską policją. W tytule HWDP krótko obrazuje co o nich myślę.
Idziemy sobie koło dworca centralnego z lewej przejścia nie widzimy z prawej przejścia nie widzimy, no to idziemy przez ulice jak parę innych osób (ruch na ulicy prawie zerowy), a tu z samochodu policyjnego policjant, my na wysepce między przejściami i woła nas do siebie. myślałem czy nie udać że go nie widzę i zawrócić ale myślę sobie że pewnie tylko upomnienie. Jednak się myliłem kut...a jeden wlepił nam mandat. stoi tam cały dzień nic nie robi tylko mandaty pieszym wręcza. Pajac mówi że gdzieś tam jest przejście podziemne. ale nas wkurzył.
Lekko zdenerwowani poszliśmy dalej zwiedzać uroki Warszawy: Poniżej kilka fotek, wszystkie z małego canona z ręki więc taka jakość. na koniec poszliśmy na obiadokolacje do amerykańskiej knajpy gdzie dostaliśmy spore porcję, a do naszych uszu dobiegało bardzo głośno ze wszystkich tv przemówienie Obamy :)
wtorek, 20 stycznia 2009
first day....
Jesteśmy w punkcie przelotowym, w naszej kochanej stolicy, Warszawie. Zatrzymaliśmy sie w hotelu campannile varsowvia czy cos takiego (w centrum niedaleko dworca Warszawa centralna). Z K-g wyjechaliśmy 8:45 po około 7 godzinach dojechaliśmy do celu. Droga kijowa bo śnieg i mokro (wypryskaliśmy cały płyn :)), miedzy Toruniem, a Warszawą dziura na dziurze. masakra. (muszę obilczyć ile będzie przez Łódź autostradą przez Poznań, jak mała różnica to może zmienimy trasę powrotną).
Hotel OK. wszystko jak powinno być, internet darmowy dlatego możemy napisać tutaj na stronce. Po zameldowaniu pojechaliśmy do Fashion Outlet, kupiliśmy jakieś szmatki i walizke dla Moni na podróż. Teraz leżymy w łóżku, pijemy piwko i planujemy kolejny dzień.
ps. może dodam jakieś zdjęcia jak mi się uda, bo dopiero 2 min temu pomyśalem żeby cos skrobnąć na interecie i wymyśliłem tego bloga, może sie nie udać :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)