Następnego dnia pojechaliśmy 100 km od Shanghaiu do dwóch miejscowości Suzhou - gdzie podziwialiśmy chińskie ogrody - a później do Tongli - chińskiego miasta na wodzie. Ogrody piękne, pewnie latem i wiosną jeszcze piękniejsze. Miasto na wodzie całkowite przeciwieństwo Shanghaiu - bieda, szaro, straszne warunki do życia przynajmniej dla nas europejczyków.Tego samego dnia odwiedziliśmy fabrykę jedwabiu gdzie zobaczyliśmy od początku do końca jak wytwarzany jest jedwab, a później mogliśmy poszaleć w fabrycznym sklepie. Oczywiście za bardzo nie poszaleliśmy bo niektóre ceny kosmiczne. Wieczorem znowu poszliśmy na miasto zjedliśmy na ulicy chińskie przysmaki - nie chorowaliśmy :) - i widzieliśmy mistrza robienia makaronu (nitek). To trzeba zobaczyć nie da sie opisać, nakreciliśmy go.
W ostatni dzień w shanghaiu był ich Sylwester, także wszędzie było czuć przygotowania Chińczyków do ich najważniejszego święta w roku. Na ulicach tłumy i wciąż strzelające petardy. Ogólnie był to dzień odpoczynku i każdy miał czas wolny by zakupić pamiątki.Dobrze nam się trafilo bo dzień wcześniej popiliśmy (do 5 rano) i mogliśmy dlużej pospać. O 18 pojechaliśmy na elegancką sylwestrową kolację, a po niej poszliśmy na piwko do "lokalnej" PRL-lowskiej knajpki i na fajerwerki o północy. Według chińskiej tradycji kupiliśmy lampion, który puszcza się w powietrze wypowiadając życzenie. Teraz siedzimy na lotnisku i musimy już kończyć bo wsiadamy do samolotu ,jak będziemy mieli czas to napiszemy coś z Pekinu.
SZCZEŚLIWEGO NOWEGO ROKU :)
Dla mnie proszę jenego małego chińczyka zabrać do walizki, może być taki jak na zdjęciu, albo mniejszy jak się nie zmieści. GOŚKA
OdpowiedzUsuń